Dzisiejszy dzionek zaczął się jak każdy inny, znaczy zadzwonił mi budzik.
Zwlokłam się z wyrka niechętnie, bo ostatnio zaczytuję się w książkach Tess Gerritsen. Tak, oczywiście, najlepiej smakują mi nocą.
Wstałam, poszłam obudzić Syna. A ten tadaaaammmmm - ubrany pod kołdrą leży i czeka, aż matka ledwo żywa powie "wstawaj Synu". Chłopak się stara bardzo ostatnio bo chciałby dostać wcześniej prezent na dzień dziecka. Sama chcę mu dać wcześniej. Używa telefonu, który ma już mocno słabą baterię i nader często telefon pada mu nagle i niespodziewanie. Takoż czeka na Syna nowiuteńki smartfonik.
Zatem dziś Syn wyszedł do szkoły o godzinie, o której zazwyczaj jest jeszcze "w proszku". Niespodzianka nr 1.
Niespodzianka nr 2 była taka, że skutkowała niespodziankę nr 3.
Chomik był zdechł. Szturcham, sprawdzam, przekładam - nic, zero, sztywny. Chomika zapakowałam do woreczka, wyczyściłam klatkę i cały osprzęt, Syna poinformowałam (jak zadzwonił po szkole) co się wydarzyło i zapytałam czy czekać na niego i wspólnie załatwimy co trzeba.... czekać, jasne, on się musi pożegnać. Syn przyszedł smutny, chomika poszturchał, posprawdzał, poprzekładał i stwierdził, że trzeba go zakopać. Miejsce wybrał na zad.piu, daleko od domu, pojechaliśmy. Dookoła miasta, bo całe rozkopane, początek długiego weekendu, ruch, korki, masakra. Miejsce pochówku pupilka wybrał pod drzewkiem, dołek wykopaliśmy skromniutki, chomika z woreczka do tego dołka złożyłam godnie, a ten .................... wzdrygnął się, łapkami pomachał, lekko niemrawo ale z dołka wypełzł i ............... ożył. Zamiast porządnie zdechnąć to ten sobie zahibernował żartowniś jeden i trzeba go do domu transportować - ale w czym? Syryjska franca niedobra, gryzie, trzeba coś wykombinować. Otworzyłam bagażnik, kluczyki Synowi do ręki dałam i szukam czegokolwiek, znalazłam jakieś pudełko po butach, część znaczy dolną tylko ale co tam? chomika do pudełka, załamałam w połowie robiąc "pokrywkę", dałam Synowi z przykazaniem coby uważał bo chomik coraz bardziej żwawy i uciekać chce i trzasnęłam klapą bagażnika.................... Pytam moje dziecko o kluczyki, a ten mi, że do bagażnika wrzucił.............................. No ja pierdzielę.................. Torebka w aucie, a w niej klucze do domu, dokumenty, portfel z kasą i kartami i telefon............................ Syn oczywiście swojego zestawu nie zabrał. Taaaa, a Mąż powiedział, że dziś później z pracy wróci.............................
No to co było robić? Z buta do moich rodziców, dość daleko ale nie ma wyjścia. Po drodze zaczepiłam jakiegoś faceta co w aucie siedział czy ma telefon i czy użyczyłby mi nieodpłatnie bo ja kasę sobie zatrzasnęłam w aucie. Użyczył, kasy nie chciał bo ma za darmo rozmowy (? - dwie godziny później nadal siedział w tym samym miejscu, pewnie policjant w policyjnym nieoznakowanym aucie), Męża powiadomiłam ale w trasie był jeszcze..................
A poza tym to ten długi weekend nie dla nas niestety. Syn ma codziennie próby. Jutro w święto dwugodzinną popołudniu, w piątek nagrywają płytę do wysłania do Włoch, w sobotę śpiewają na mszy za Ojczyznę............. A mieliśmy ochotę na grila wyjazdowego............ Trudno.
Ale jak to brzmi? Wiesz, nie damy rady, bo Syn nagrywa płytę (ton nonszalancki, ojtamojtam, a tak naprawdę to du-maaaa) :)
Miłej i fantastycznej "majówki" wszystkim
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty, co o tym sądzisz?