środa, 29 kwietnia 2015

Umowa

Działa. Przynosi pozytywne efekty od samego początku.


Jak obiecałam, podaję jej założenia do wiadomości, może komuś się przyda?

Wszelkie wcześniejsze systemy motywacyjne zawodziły albo działały baaardzo krótko. Wymyśliłam coś, co daje się "dotknąć", zmierzyć, zobaczyć zysk. Założeniem jest nagradzanie za osiągnięcia.
Podstawą jest hasło: "Dostajesz to, co wypracowałeś".

Do rzeczy.
Za wyniki w nauce Syn dostaje punkty. Liczą się oceny z 5 przedmiotów: język polski i angielski, matematyka, przyroda i historia. Za piątkę - 2 pkt, czwórkę - 1 pkt, trójkę - 0, dwóję - minus 1 i jedynkę - minus 2. Za zatajenie jedynki aż minus 5. Oczywiście za szóstkę jest 5 punktów. Punkty liczone są wyłącznie za oceny udokumentowane (sprawdzian, zeszyt).

Punkty przeliczają się na zwiększenie/zmniejszenie kieszonkowego, które dostaje tygodniowo w piątki. Każdy punkt to 2 zł. Przy ujemnych kieszonkowego może nie dostać, ale nie schodzę do minusa, znaczy, że nie robi u mnie długów. Dostaje dychę tygodniowo, więc zarówno za 5, jak i za 10 minusowych punktów kieszonkowego nie dostaje. Ale za 5 dodatnich dostaje kieszonkowe plus dychę. Proste. Punkty po rozliczeniu zerujemy i nowy tydzień zaczyna od początku.
A w celu zmobilizowania go do wytężonej pracy na teście kompetencji ma zagwarantowaną premię w wysokości - za każdy procent powyżej 50, dostanie 2 zeta. Czyli może "zarobić" stówkę.

Punkty może wymienić na rozrywkę. Np. godzina roweru/komputera/tabletu/psp lub innej "kosztuje" 2 punkty. Film (bez ograniczenia czasowego) też 2 pkt.

Rozszerzyłam punktowanie na obowiązki i pomoc w domu, w tym odrabianie zadań domowych. Punkty domowe może wymieniać tylko na rozrywkę. Uważam, że płacenie za udział w życiu rodzinnym jest mało wychowawcze.
I tak - za zrobienie stałych obowiązków bez przypominania  2 pkt, jak mu przypomnimy to jeden, a jak po upominaniu - punktów nie ma. Nie zrobi - to ujemne.
To samo dotyczy spóźnień - nagminnie przychodził bardzo spóźniony i nie pilnował czasu.

Umowa została zapisana na kartce A4, opatrzona datą i naszymi podpisami.


Od samego początku zaczął liczyć i pilnować punktów. Aby obejrzeć film musiał mieć dwa punkty i zawsze je wypracowywał. Odpowiednio wcześniej sprawdza, czy i ile ich ma.

W szkole gwałtownie ruszył z ocenami. W ostatnim tygodniu przyniósł cztery czwórki i dwie piątki. Przez czas od wprowadzenia umowy dostał jedną jedynkę z dyktanda z polskiego z nazw własnych (ukrył, dostał minus 5 pkt, już poprawił), jedną plus dwóję (poprawił na piątkę), dwie trójki i szereg czwórek i piątek. Wszyscy zauważyli, że bardzo się poprawił.
Faktem jest i to, że rozmawiałam z dyrektorką i przypomniałam o opinii. Poprosiłam też, aby przyjrzała się ocenom z próbnych testów, które pisał z pominięciem zaleceń poradni psychologiczno-pedagogicznej, a które były oceniane. Zwróciłam uwagę, że całkowicie zniechęciło go to do nauki i bardzo źle wpłynęło na jego samoocenę.
Nadal ma problem z pisaniem w grupie - sprawdziany mu nie idą, poprawia indywidualnie bądź w małej grupie i pisze na 4 albo 5. Najważniejsze jest to, że CHCE poprawić i sam się od razu na poprawianie umawia.
Test kompetencji - z tego co mi przekazał bezpośrednio po sprawdzianie, wskazując którą odpowiedź zaznaczył) powinien być na jakieś 80% (nie wiem jak mu ocenią wypracowanie). I wskazując te odpowiedzi od razu sam wyłapał swoje błędy. Co ciekawe - zrobił zadania, które innym sprawiały kłopot, pomylił się na tych najprostszych.

Wraca o wyznaczonej godzinie, punktualnie niemal do minuty. Oczywiście za to dostaje punkty. Coraz częściej sam odrabia zadania, uczy się, przygotowuje do lekcji. A jak ma problem z koncentracją to przychodzi i siada z lekcjami obok mnie.

Dotychczas dostał tylko raz zwiększone kieszonkowe, bo prawie wszystkie punkty wymienia na rozrywkę. Ma realne przełożenie mojej mantry - zrobisz i masz czas wolny. Czyli "dostajesz to, co sobie wypracujesz".
Wcześniej godzinami siedział nad lekcjami tracąc czas i ani nie zrobił, ani nie miał czasu na rozrywkę. Teraz robi, inkasuje punkty i je wykorzystuje. Wygląda na to, że musiał dostać coś, co nie jest pojęciem, a konkretem. Coś, co da się policzyć i sprawdzić.

Ale najważniejszym osiągnięciem jest to, że Syn uwierzył w siebie. To jest bezcenne. Teraz wie, że może, potrafi i da radę. Bo uzyskuje dobre wyniki niewielkim kosztem. Wierzy, że gdyby chciało mu się solidnie przysiąść i dopilnować, stać go na bardzo wysokie wyniki i świadectwo z paskiem. Kto wie, może kiedyś sam będzie do tego dążył......

Aaaaa, i byliśmy w gimnazjum, do którego Syn chce iść. Rozmawialiśmy z dyrektorem szkoły, Syn zaskoczył go sposobem prowadzenia rozmowy, zasobem słów i planami na przyszłość. Pozytywnie. Wstępnie został do szkoły przyjęty. Już mówi o niej "moja szkoła" i ............. już by tam chciał chodzić, tam kończyć podstawówkę. Ojj, widać że nie przepada za swoją dotychczasową, ale jeszcze te niecałe dwa miesiące musi popracować.



To tyle wieści szkolnych :)

I przyszedł ze szkoły i przyniósł szóstkę  z historii

4 komentarze:

  1. Boskie! I, jak widać, dziecko musi widzieć sens swoich działań. Szkoda, że szkoła nie potrafi motywować... A to, co pisała Pani ostatnio, że szkoła lekceważy zalecenia poradni pedagogicznej to po prostu skandal, dobrze, że poruszyła Pani ten temat z dyrektorem. Życzę, żeby gimnazjum okazało się strzałem w dziesiątkę. Pozdrawiam
    Katarzyna

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniale się to czyta :-) gratuluję syna, to świetny chłopak.

    OdpowiedzUsuń
  3. Doskonałe wieści. Trzymam kciuki za Twoją wytrwałość w prowadzeniu tego systemu punktowego, bo mam wrażenie, że to jest często słabym punktem... :) :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A co slychac u starszych dzieci? Masz kontakt?

    OdpowiedzUsuń

A Ty, co o tym sądzisz?