A było tak.
O niedyspozycji na koncercie był poprzedni post, napisany chyba wieeeki temu. Wspomniałam w nim też, że w końcu trafiło moje dziecko do szpitala.
Zatrzymali go na oddziale zakaźnym, a tam wyszło coś, czego nikt się nie spodziewał. Nie wiadomo skąd Syn miał utrzymujący się krwiomocz, a usg uwidoczniło torbiel na nerce, której 4 lata temu nie było. Po trzech dniach wypisany do domu na antybiotyku ze skierowaniem do nefrologa.
Zarejestrowałam na 8 stycznia.
Podczas kontroli w przychodni Syn zgłosił ból jądra. Pozwolił sobie je obejrzeć przez panią (!) doktor i dostaliśmy skierowanie z adnotacją "pilne" do chirurga dziecięcego bo tak szybciej będzie usg. Pojechaliśmy od razu i ..... znów wróciłam do domu bez dziecka.
Z poradni chirurgicznej poszedł od razu na oddział ze wskazaniem do zabiegu operacyjnego w terminie "najdalej za godzinę", podpisywałam wszelkie zgody na szybko, a Syn przerażony płakał. Z tego przerażenia ból jak szybko narastał, tak i jeszcze szybciej, baaa, nagle - ustał. Do skręcenia jądra nie doszło, pozostało zapalenie.
Prawdopodobnie to było pierwotnym powodem jego wszelkich dolegliwości.
Po krótkiej obserwacji szpitalnej Syn wrócił do domu. Na antybiotyku, ze wskazaniem "oszczędnego trybu życia" co wykorzystał do cna.
W szkole nie było go pół miesiąca. Nadrabiania miał tyle, że już chciał do niej wrócić. Dobrze, że robiliśmy te zaległości etapami już wcześniej, bo nie wiem jak by to było. A matmę nawet na bieżąco. W efekcie - z procentów jest najlepszy w klasie, jedzie zadania równo używając do obliczania proporcji, czego w klasie inni nie potrafią. Dobrze, że matematyczce zależy aby potrafili policzyć jakimkolwiek sposobem, byle prawidłowo.
Dziś mamy kontrolne usg. Mam nadzieję, że wszystko już jest ok.
Taaa ........... i mamy już za sobą pierwszą dekadę grudnia, a ja mam tyyyyyłyyyyyyy straszliwe we wszystkim.
Nie tylko na blogu.
zdrowia dla syna i spokoju dla Ciebie :)
OdpowiedzUsuń