środa, 4 grudnia 2013

Opatrzność

Czy istnieje coś takiego?

Kiedyś, dawno temu, pewnie powiedziałabym, że nie - nie istnieje. Że to my sami kształtujemy nasz świat i to co nas otacza i spotyka. Przez swoje decyzje kreujemy nasze życie. I nic w nie nie ingeruje.
Obecnie mam pogląd nieco zmodyfikowany.
No bo jak przejść do porządku i przyjąć inaczej niż Opatrzność rozwiązania, które kompletnie bez naszej ingerencji przychodzą ułatwiając nam życie, czy wręcz rozwiązując problem?

Dwa przykłady takie bardzo, bardzo wyraźne.

Kiedy Syn miał lat 6 stanęłam przed problemem zaburzenia mu jego osobowości poprzez zmianę nazwiska. W opinii ludzi światłych (znaczy specjalistów od dziecięcej psychologii) miało to być dla dziecka przeżycie trudne, związane z traumą i zaburzeniem swojego "ja", pogubieniem się w tym, kim Syn jest.
Faktycznie - widziałam to jako ciężką przeprawę.
Opatrzność zesłała mi rozwiązanie.
- mamusiuuuu, a Tomek to zmienił nazwisko, wiesz. Już nie nazywa się Kowalski tylko Nowak. Wiesz mamo, ja też chciałbym mieć inne nazwisko.
- a twoje ci się nie podoba synku, naprawdę chcesz mieć inne? - podjęłam natychmiast, wietrząc okazję
- nie podoba mi się, chciałbym zmienić jak Tomek
- hmmm, dobra, niech będzie, zmienimy. A jakie byś wolał: Iksiński czy Igrekowski  (bo przecież zastanawiałam się, czy wrócić do swojego panieńskiego, rodowego znaczy, czy zmienić na nazwisko po babci.
- Igrekowski mogę? NAPRAWDĘ !!!! Hurrraaaa, mamusiu, jaka ty jesteś kochana !! Serio? To mogę już jutro się inaczej nazywać ??????

No - taka to i trauma była. Radość niezwykła, duma i ani raz się nie pomylił.



Drugi przykład jest aktualny, świeżutki jak ciepła bułeczka.
Seria badań kontrolnych, terminy ustalane dużo wcześniej bez możliwości przełożenia na termin wcześniejszy niż koniec stycznia. USG na wizytę mieć muszę i tyle.  Wymiana okna wtorek-środa. Wtorek ok, jestem wolna. Środa kiepsko bo między 10 a 14 mnie nie będzie - badania, a Mąż wolnego nie dostał (niezastąpiony - tiaaa). Dzwonię do Rodziców, może Tato wdepnie i posiedzi jak mnie nie będzie - nie da rady. Problem. Siedzę i myślę - kurcze kogo ściągnąć, czy może zostawić gości samych niech robią ..... a tu telefon mi dzwoni i pani z USG pyta, czy pasuje mi przyjść na ósmą ?
No jasssssne, że pasuje, jeszcze jak.
Panowie zaczęli szpalety o 11tej.
Spadło pół ściany.
Mają skończyć jutro.


Takich Opatrzności to więcej miałam.
Wielokrotnie kiedy kończyły mi się zapasy gotówki na przykład i główkowałam skąd, jak ? - bach - zlecenie jakieś z nieba. Albo premia w pracy. Albo jakaś Dobra Dusza oferująca pomoc.


I tak sobie pomyślałam jeszcze, że w całej tej mojej przygodzie chorobowej też mam tą Opatrzność nad sobą. To, że trafiłam prywatnie przypadkiem na wspaniałą lekarkę, która zauważyła coś, czego nie zobaczyła inna - "jak pani trafiła na stół, przecież tu nic nie widać ?!" ........ Taaa, przyśniło mi się, ciachnęli i było ......... Jeden z lepszych chirurgów, który po pierwszej prywatnej wizycie objął mnie opieką w szpitalu i dalej w poradni.
No i dziś - na fundusz (!) na najlepszego już specjalistę w naszym mieście (lepszej już nie ma - badała mnie dokładnie godzinę!), która niestety, albo stety, znalazła kolejne zmiany - trzy kandydatki do biopsji ......  "Ale proszę się kazać rejestrować na wtorek, ja to pani zrobię". Wyszłam przestraszona, ale przecież jest ta moja Opatrzność i czuwa........






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty, co o tym sądzisz?