Jakieś dwie godziny temu zadzwonił mój telefon. Myślałam, że to kurier, ale to nie był kurier.....
Moja ś.p. Siostra przetarła mi pewne szlaki. Ona była osobą zapamiętywalną, przez co ja, jako jej siostra, również zostałam zapamiętana. Bardzo ułatwiło mi to wszelkie działania w poradni onkologicznej, zwłaszcza w rejestracji. Pamiętam to zdziwienie: "Pani jest Jej siostrą?" i przestawienie terminu wizyty na wcześniejszy. Dziś z Paniązrejestracji jesteśmy na "ty".
No i to właśnie Panizrejestracji do mnie zadzwoniła.
Po rozmowie na usta cisnęły mi się jedynie przekleństwa.
Syn w końcu wyszedł do szkoły i mogłam sobie troszkę upuścić tego ciśnienia otworami ocznymi.
Chciałabym, aby Mąż był już w domu, ale nie zadzwonię i nic mu nie powiem bo przecież jeździ. Wróci to pogadamy.
Mam problem. Wróciłam do początku, zaczynam od nowa ...............
Skąd tytuł?
Bo zaskoczeniem jest dla mnie wynik, spodziewałam się paskudy z drugiej strony, co nie byłoby takie koszmarne bo miałabym konkretny powód do wyrównania wielkości piersi.
A tu zonk - powtórka z rozrywki.
Jestem zarejestrowana do onkologa na przyszły tydzień. Panizrejestracji da mi znać jak tylko cokolwiek się zwolni w tym tygodniu, żebym jak najszybciej trafiła do chirurga-onkologa.
Zatem wróciłam do punktu wyjścia.
A mogłam mieć święty spokój. Gdybym miała możliwość cofnięcia się w czasie, to te prawie dwa lata temu kazałabym chlasnąć całość i nie byłoby problemu.. Bo efekt końcowy i tak będzie ten sam, tylko po co tak rozwleczony w czasie i po co to wszystko po drodze?
Gdybym miała komukolwiek radzić co robić w podobnej sytuacji to odradzałabym mammotomię. Już po jej wykonaniu, kiedy już wiadomo było co jest w środku, lekarz powiedział, że ta metoda mogła spowodować rozerwanie i rozniesienie w ten sposób komórek guza i dlatego musiał ciąć potem bardzo szeroko. I tak za mało bo był ten dwudziestokrotnie za mały margines.
Gdybym od razu - zamiast mammotomii - zdecydowała się na usunięcie samej zmiany w całości (z marginesem), być może nie byłoby dzisiejszego stresa.
Gdybym po mammotomii zadecydowała jednoznacznie o mastektomii, to na pewno nie miałabym dzisiejszego stresa.
A tak to jest po prostu do dupy.
Nie sądzę, aby była możliwość wykrojenia zmiany z tego, co zostało mi z prawej strony. Była koncepcja "docięcia" i padło, że nie ma z czego, że musi polecieć całość, albo trzeba zastosować radioterapię.
Trzeba było ciąć, a nie smażyć pod lampami. Gdybym zadecydowała inaczej, to też nie byłoby dzisiejszego stresa.
Mądry Polak po szkodzie.
Zawsze byłam cycata i tych moich wielkich cyców nienawidziłam. Mąż ma zdanie odmienne. Może właśnie to, świadomość tak dużego oszpecenia, była motywem moich decyzji? A może to, że tak naprawdę traktowałam chorobę jako incydent, zbyt lekceważąco, broniąc się podświadomie przed świeżą wówczas wizją ciężkiej walki, jaką przeszła moja Siostra?
Jak sobie wyobrażę siebie ................... o matko jedyna, takich protez to chyba nie ma. Trzeba będzie robić rekonstrukcję. Silikony na NFZ - pocieszające. Lekko, ale zawsze coś.
Trzeba będzie bezwzględnie powiedzieć Synowi. Będzie przerażony.
Ale jak ja to powiem Rodzicom?
O żesz ......................
Ja pierdzielę.
Z całej siły życzę zdrowia, dość już przeszłaś!
OdpowiedzUsuńA.
Ale co dokładnie jest? Bo nie do końca pojmuję twoje słowa... znaleźli coś?
OdpowiedzUsuńAlbo jestem zbyt rozkojarzona albo jakoś dziś nie czaję...
Mocno zaciskam kciuki! Trzymaj się! Wierzę, że będzie DOBRZE!
OdpowiedzUsuńMusi być dobrze, nie ma innej opcji....... Pomodlę się za Ciebie. Trzymaj się kochana!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i nie ukrywaj problemu przed tymi, którzy cię kochają. Tyle mogę napisać z własnych doświadczeń. No i że trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuń