Czekałam na ten dzień z duszą na ramieniu. Mąż też.
Wziął w pracy dzień wolny, zawiózł mnie do doktora. Odczekaliśmy dwie godziny i razem weszliśmy do gabinetu. Potrzebowałam Męża jako podporę fizyczną (czyli wieszak) i przede wszystkim psychiczną, bo rano dostałam cykora jak nigdy.
Papiery papierami, ale pan doktor chciał mnie obejrzeć.
No proszę - Mąż obok, a obcy facet po gołych cyckach mnie obmacuje i ten nic ! Perwersja normalnie.
Biedny, czuł się strasznie niezręcznie i nie wiedział co ze sobą zrobić.
No i jest lepiej niż gorzej.
Okazało się, że magiczne ręce pana doktora zdołają wyciąć guza z koniecznym marginesem, aby poddać go badaniu. Jakby jego wnętrze okazało się brzydkie, to będziemy działać dalej.
Biopsji gruboigłowej nawet nie sugerował, bo i tak trzeba toto usunąć.
Mastektomia byłaby konieczna, gdyby nie było już jak wyciąć zmiany - ale jest. Sporo tego nosiłam przed sobą całe życie ku utrapieniu mojemu i uciesze Męża i dzięki temu (chyba jedyny plus z mojego punktu widzenia) nadal jest z czego ciąć.
Swoją drogą ciekawe - z jednej strony miseczka E/F, z drugiej A. Powiedzmy, że połowicznie spełni się jedno z moich marzeń.
Mimo w sumie dobrych wieści powiedzieliśmy Synowi prawdę. Całą. Z zaznaczeniem, że został okłamany kiedyś, bo po śmierci Cioci rak dla niego był równoważny ze śmiercią. A teraz wie, że można go usunąć czy wyleczyć i żyć sobie dalej. A to co teraz, to jeszcze nie wiadomo co to jest ale trzeba to usunąć.
Zapytał tylko, czy na pewno wrócę ze szpitala.
To tyle. Do tematu nie będziemy wracać do 13 lutego.
Modlę się za Ciebie, żeby wszystko było dobrze :*
OdpowiedzUsuńKciuki.
OdpowiedzUsuń