piątek, 15 listopada 2013

Czarne złoto

Tak niegdyś mówiło się o węglu.
Polska węglem stała.
W mieszkaniach kamienicznych stały piece kaflowe, a w nich ogrzewa się węglem.



     Z lewej zwyczajny,
                                          pospolity.
Z prawej przepiękny, taki stał u moich dziadków.


W ostatnich latach początek okresu grzewczego niezmiennie związany jest ze smrodem. Dym wydobywający się z kominów ma różny kolor, zapach i stopień duszenia, w zależności od tego co było wsadem do pieca.
Niestety - ludzie palą czym się da. Kolorowe gazety i butelki PET nie są rzadkością.
Podobno są specjalne "brygady" wyposażone w uprawnienia wejścia do mieszkania i kontroli pieców (znaczy materiału opałowego), które w przypadku palenia byle czym mogą nakładać kary. Czy to działa - nie wiem.

Pewnie z powodu powyższego, w trosce o nasze zdrowie i środowisko, w ramach szeroko pojętej ekologii, powstał zamysł zakazu ogrzewania węglem.
Nie butelkami PET, nie szmatami (może tymi wystanymi za złotówkę w szmateksie?), nie "bógwieczym", ale węglem.
Od dawna istnieje system dopłat do każdego likwidowanego paleniska. Ja zlikwidowałam trzy, na dopłatę się nie załapałam - taka dopłata, kto pierwszy, ten lepszy.


I tak sobie myślę.
Kto mieszka w mieszkaniach opalanych węglem? Starsi ludzie. Młodzi, którzy nastali w kamienicach, remontując mieszkania założyli centralne ogrzewanie. Ci, co mają piece, to zazwyczaj emeryci i renciści, schorowani staruszkowie, ludzie biedni.
I co z tego, że miasto dopłaci do likwidacji pieców i montażu centralnego ogrzewania ?
A rachunki ? Wiem jakie, bo sama takie płacę.
Owszem, węgiel też kosztuje. Jak liczyłam, to mniej-więcej płacę tyle samo za gaz, co musiałabym za węgiel. Ale - u nas są obniżone sufity do minimum. Mamy nowe, szczelne okna. Poza sezonem grzewczym płacę ogromne (jak dla moich sąsiadów) koszty przesyłowe, w sezonie w godzinach pracy temperaturę obniżamy, aby nie ponosić kosztów ogrzewania, kiedy nas w domu nie ma (teraz, kiedy ja nie pracuję, skręcam kaloryfery w sypialni i w pokoju Syna - zawsze coś). A moi starzy sąsiedzi siedzą w domu praktycznie cały czas. Na pewno za gaz płaciliby więcej, choćby biorąc pod uwagę wysokość mieszkania.
Przypuszczam, że ani na remont i porządki związane z wyburzeniem pieców i montażem c.o., ani na późniejsze rachunki za gaz ich po prostu nie będzie stać.
Poza tym, oni nie wyobrażają sobie palenia gazem. Nie chcą zmian. Wolą targać węgiel z piwnicy, bo ciepło pochodzące od węgla grzeje inaczej. Nieistotne jest, że gazem wygodniej. Nie i już. Bo starych drzew się nie przesadza.

Starzy ludzie mają mieć 5 lat na zmianę systemu ogrzewania. 5 lat na zmianę dotychczasowego życia, praktycznie u jego schyłku. Co przyniesie im taka rewolucja ? Czy wprowadzając zakaz nie można dać starszym ludziom szansy na dożycie swoich lat po staremu ? Czy nie można założyć na kominy filtrów ? Bo faktycznie - wiem kiedy ludzie zaczynają sezon grzewczy, bo śmierdzi i dusi - i mnie samej też przeszkadza. Jednak widzę drugą stronę.
Czy można tak, patrząc tylko w przyszłość, tak bardzo ingerować nakazowo w mir domowy ludzi starych, których po prostu nie stać ani zdrowotnie, ani emocjonalnie, ani finansowo na zmiany w ich życiu ? Czy to już są tylko pionki, które na szachownicy życia się nie liczą, bo i tak mają przed sobą niewiele czasu?

Czy o nich już nikt nie myśli?





1 komentarz:

A Ty, co o tym sądzisz?