środa, 6 listopada 2013

Przy kasie

Ogólnie rzecz ujmując to ja nie tylko Temidę lubię, ale i to, co ona symbolizuje.

Są jednak przepisy dające zbyt duże pole manewru, określenia, które można absurdalnie rozszerzyć i sprawić, że ich stosowanie jest po prostu upierdliwe i kompletnie nieżyciowe.

Przykładzik wzięty z wczorajszego dnia.
Oboje z Mężem wypłukani z gotówki i przed wizytą w bankomacie. Leje, zimno, brzydko. Mąż chce się zabrać za budowanie ścianko-szafy w przedpokoju i wybierał się na zakupy do jakiegoś sklepu budowlanego. Dałam mu moją kartę. Ja natomiast miałam coś do załatwienia w okolicach Rossmana, a Mężowi akurat kończy się tam jakaś promocja za zakupy płacone kartą, więc ja wzięłam jego plastik.
On zakupy zrobił bez problemu, zapytano go przy kasie kim jest dla użytkownika karty i nie stwarzano kłopotów z zapłaceniem.
Mnie odmówiono sprzedaży. Nieistotne, że to mój mąż.
Jeszcze to zgodziłabym się przyjąć bez szemrania i jakiegokolwiek komentarza prócz tego, że jest to upierdliwe. Gdybym płaciła zbliżeniowo to nawet pani by karty nie mogła obejrzeć; do głowy mi nie przyszło, że będą zastrzeżenia (bo już używałam karty męża) i podałam plastik kasjerce.
Ale ...... Koronnym argumentem pani było to, że karta jest na mężczyznę, którym ja nie jestem (hee, chciałabym zobaczyć jej minę gdybym grubym głosem tajemniczo zapytała - jest pani pewna?).
Gdyby na karcie widniała tylko pierwsza litera imienia, a nie całe - nie byłoby zastrzeżeń.
Gdybym poprosiła jakiegoś obcego faceta z ulicy o zapłacenie kartą Męża to zastrzeżeń by nie było..............
Gdyby ktokolwiek - byle facet, podał jej kartę - kupiłby bez najmniejszego problemu.
Mnie nie sprzeda nawet wówczas, jak jej pokażę akt małżeństwa - bo możemy mieć rozdzielność..... Tak mnie poinformowała kasjerka.
Ale gdyby tuż obok stał bankomat to przecież spokojnie wyjmuję z niego kasę i płacę tej samej kasjerce bez problemów. I nikt nie krzyczy, że wypłacam z nie swojej karty, że kradnę.
Chore.
Wiem, że w skrajnych przypadkach kasjerki nie tylko odmawiają transakcji - mogą (i powinny) zatrzymać kartę i wezwać policję. Słyszałam też o niszczeniu/przecinaniu kart.
Zazwyczaj - niestety - dotyczy to małżonków udostępniających sobie nawzajem karty. Bo są odmiennej płci. Partnerzy jednopłciowi mogą sobie kart użyczać bo ich nie sprawdzają.

Wychodzi na to, że np. kobieta opiekunka osoby niepełnosprawnej, obłożnie chorej, mężczyzny, nie kupi niczego płacąc jego kartą (znając PIN i mając jego zgodę).
Albo Mąż nie kupi dla obłożnie chorej żony leków w aptece po sąsiedzku, płacąc jej kartą, tylko musi dyndać do bankomatu po gotówkę kawał drogi.

Kolejny absurd przy kasie - nie podpisana karta.
Ważne na pewno przy autoryzacji podpisem. Pomijam sprawy grafologiczne bo zupełnie inaczej podpisuje się siedząc wygodnie, a inaczej stojąc przy kasie. Pomijam.
Jednak PIN jest podpisem przecież. Już podpisywałam kartę w kasie. Zapytałam, skąd pani wie, że to moja karta i podpisuje ją faktycznie jej użytkownik. Zdębiała........... i stwierdziła, że może mnie wylegitymować.
Jasne.
Może mi nie sprzedać i kartę zatrzymać, ale dowodu nie ma prawa żądać.
I wcale tego dowodu w końcu nie chciała aby sprawdzić czy moja karta i podpis, czy nie. Baa, na ten mój podpis nawet nie popatrzyła, mogłam wpisać Miś Uszatek.


Ja doskonale wiem, że takie są przepisy.
Kasjer ma prawo i obowiązek zakwestionować i zatrzymać kartę w przypadkach wymienionych szeroko i jedynie przykładowo w ustawie o elektronicznych instrumentach płatniczych (bodajże), jednak w zdecydowanej większości wypadków dotyczy to sytuacji albo korzystania z karty przez właściciela konta (podpis) albo udostępnienia karty małżonkowi.


Moje spostrzeżenia i wnioski są takie:
W znacznej większości sklepów kasjer w ogóle nie widzi karty - bo albo płaci się zbliżeniowo, albo wsuwa samemu do czytnika.
Przeważnie w ogóle nie patrzą na nazwisko czy podpis na karcie, przeważnie wbija się PIN.
Przy kasach sklepowych bardziej uzasadnione byłoby nawet każdorazowe sprawdzanie zgodności karty z dowodem przy transakcjach zbliżeniowych poniżej 50 zł - tych nie wymagających PINu.
Złodziej, pod warunkiem że zna PIN, raczej pójdzie do bankomatu, a nie na zakupy.
Żona raczej nie okradnie męża (i odwrotnie), bo znakomita większość związków ma wspólnotę majątkową. Jak jedno drugiemu buchnie kartę, to jeszcze musi znać PIN. Dobra - kradzież karty to też kradzież podlegająca karze, ale w małżeństwie tylko na wniosek - i to nie kasjera.
Kasjer zakwestionuje coś, co po wyjaśnieniu okazuje się stratą czasu. Jego, małżonków, wszystkich w kolejce i policji.


Mężczyzna spokojnie i bez jakiejkolwiek kontroli posłuży się skradzioną kartą innego mężczyzny, a kobieta kartą skradzioną innej kobiecie.
Żona płacąc udostępnioną kartą męża (lub odwrotnie) nie zrobi zakupów i jeszcze musi się tłumaczyć.
Czyli mechanizmy kontrolne, które mają zapobiegać kradzieżom pieniędzy z konta klienta, działają w inną stronę - złodziej konto oczyści, a małżonek w najlepszym wypadku nie zrobi zakupów.
I ma to sens?













7 komentarzy:

  1. Ciekawe. Kiedyś próbowali mi zabrać kartę w popularnym sklepie z ubraniami, zaczęli mnie straszyć, zrobiło się niemiło. Wpisałam 3 razy pin i za każdym razem odrzucało. Jaśnie pan zapomniał mnie poinformować, że muszę najpierw zatwierdzić kwotę, wpisać pin i jeszcze raz potwierdzić - kazał od razu wpisywać. Wyrwałam mu kartę, poszłam do bankomatu i za 3 minuty wróciłam.
    Ze strony mbanku:
    W przypadkach wątpliwych kasjer może zażądać okazania dowodu osobistego. W razie odmowy jego okazania, kasjer nie przyjmuje płatności i zwraca kartę - nie może jej zatrzymać, chyba że zwróci się telefonicznie do Polcardu z prośbą o pomoc i otrzyma polecenie zatrzymania karty.
    Merczant nie ma prawa zatrzymać karty bez polecenia Polcardu. Zatrzymana karta powinna zostać zniszczona na oczach jej okaziciela przez przecięcie nożyczkami poniżej paska magnetycznego. Jeżeli kasjer próbuje zatrzymać kartę bez polecenia Polcardu lub zatrzymuje ją bez jej zniszczenia, to istnieje duże prawdopodobieństwo że mamy do czynienia z oszustem (nie wolno przyjmować np. tłumaczeń, że kasjer nie niszczy karty bo być może polecenie zatrzymania jest omyłkowe i karta zostanie zwrócona). W takim przypadku najlepiej zadzwonić na mLinię i zastrzec kartę, a w przypadkach wątpliwych zawiadomić policję.
    Pozdrawiam,
    K od gazety (muszę wymyślić coś lepszego ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mąż ma konto w mBanku. Kasjerka nie chciała mojego dowodu dla wyjaśnienia wątpliwości. To mnie właśnie skłoniło do napisania notki. Stwierdziła, że jako żona nie mogę zapłacić kartą męża (czego nie sprawdziła) ale obcego faceta by nie zakwestionowała.
      Kto o zdrowych zmysłach kradnie za pomocą karty od razu budzącej wątpliwości? Wspomnę tylko, że gdybym kupowała towar o wartości mniejszej o 2,50, przeszłaby transakcja zbliżeniowa bez PINu. A gdybym zgłosiła chęć płatności zbliżeniowo, a nie podała kartę, to bez zastrzeżeń ze strony kasjerki wbiłabym PIN i zabrała towar. I to jest własnie ten absurd.

      Usuń
  2. Nie jestem specjalistką w dziedzinie prawa, ale wiem jedno - pełne jest ono luk, absurdów i przepisów, które np. wzajemnie się wykluczają i ze sobą kolidują. A jeśli chodzi o formy płatności to jednak osobiście wolę płacić gotówką - paradoksalnie czuję się wtedy pewniej, bo dla mnie pieniądze wirtualne, ulokowane na koncie - to tak, jakby wcale ich nie było. Wolę mieć je w formie namacalnej, w postaci banknotów i bilonu w moim portfelu :) Poza płacą gotówką łatwiej kontroluje mi się wydatki - po prostu widzę gołym okiem, że kasy ubywa, więc trzeba dać sobie na wstrzymanie i jak najszybciej opuścić teren centrum handlowego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W regulaminie używania karty jest wyraźnie napisane, że karta ma prawo posługiwać się tylko jej właściciel (osoba, której imię i nazwisko jest na niej wydrukowane) i że karta musi być podpisana.
    To, że kasjerka nie zawsze ma możliwości sprawdzić czy nie oszukujemy nie znaczy, że możemy łamać prawo.
    Posługiwanie się kartą męża/żony jest nielegalne. I tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj wiem przecież i o tym napisałam - takie są przepisy. Co nie znaczy, że nie graniczą z absurdem, bo jak taka kasjerka ma wyłapać rzeczywistego oszusta? Ma obowiązek reagować kiedy coś budzi jej wątpliwości. A w niektórych umowach bankowych jest dopuszczone dysponowanie kartą - tym własnie jest użyczenie jej małżonkowi. Zwłaszcza, jeśli konto jest wspólne, a karta jedna - np. jedno zostało współwłaścicielem już istniejącego wcześniej konta i nie wyrobiło karty.
      O tego typu absurd mi chodzi.
      Poza tym dlaczego kasjerka ma być strażniczką karty?

      Usuń
    2. Moim zdaniem teraz kasjerka nie wyłapie, gdy większość kart jest na PIN.
      Gdy był podpis to jeszcze, ale czasem też trudno, człowiek naprawdę nie podpisuje się zawsze tak samo.
      Ale gdyby się okazało, że kartą posłużył się złodziej a nie zgadzała się płeć, co jednak łatwo jest sprawdzić, to kasjerka będzie winna, że nie zwróciła uwagi, dlatego tego pilnują, bo tego się da.
      A jak ja wkładam kartę do czytnika, wpisuję PIN i kartę wyjmuję to kasjerka nawet nie ma jej w ręku i nie ma możliwości zauważyć czegokolwiek podejrzanego.

      Usuń
  4. Chodzi o to, że te kasjerskie kontrole są na pół gwizdka i nie do końca. Proszę podpisać ale już nie sprawdzi kto. Kwestionuje osobę innej płci ale nie faceta z ulicy....

    OdpowiedzUsuń

A Ty, co o tym sądzisz?