sobota, 9 listopada 2013

Pewex

Pamięta ktoś jeszcze?


Sklepy, do których wchodziło się popatrzeć na luksus, aby potem marzyć o posiadaniu towarów stojących tam na półkach.

Tam było wszystko.
Tam był wielki świat.
Niedostępny.
Drogi.
Za dolary albo marki.
Albo bony






Nikomu wówczas (kto nie był na zgniłym zachodzie) nie śniły się galerie handlowe, hiper- czy supermarkety.
Pewexy to były dla nas takie zminiaturyzowane dzisiejsze galerie. Dorośli kupowali (jak ich było stać) alkohol, papierosy, żywność, elektronikę.

Dzieci z wypiekami na twarzach kupowały (jak dostały bona na jakąś okazję) gumy do żucia, głównie niezapomniane "donaldy",


                                                           
(do każdej gumy była dołączona historyjka)

które żuło się oszczędnie (do papierka w przerwach - i tak kilkanaście razy), tic-taki, czekolady dziś ogólnodostępne, ewentualnie napoje (mieć puszkę po napoju to było coś!). Albo resoraki, ale to już droższe.
Mieć butelkę PET, wówczas wielokrotnego użytku, najlepiej po coca-coli - to był szpan ! Nawet, jeśli wewnątrz była herbata.

Marzeniem młodzieży był drobny sprzęt elektroniczny - walkman, zegarek z kalkulatorem; śniły się po nocach, a jak ktoś miał to był najfajniejszym kolegą i miał największe branie u płci przeciwnej.

No i ciuchy, głównie dżinsy. Kosztowały koszmarnie dużo w przeliczeniu na złotówki. Dla niektórych to była 3, nawet 4ro miesięczna pensja. Był taki czas, że przy dobrych zarobkach w złotówkach, po przeliczeniu zarabiało się 5 dolarów. Kokosy............ 
A dżinsy kosztowały średnio 19 dolarów ! Szło się popatrzeć, dotknąć .................

I kosmetyki. Wydzielone stoisko. I ten zapach ! To tam po raz pierwszy zobaczyłam mydełko Fa. Były jeszcze 8x4. To tam kupiłam sobie za ogromne wówczas pieniądze dezodorant Frotte. Nie wiem, czy jeszcze można go gdziekolwiek kupić. Dezodorant owinięty był trwale cieniutką frotką na całej wysokości - stąd nazwa. Najbardziej lubiłam żółty, cytrusowy. Chodziłam do Pewexu nawdychać się zapachu stoiska, który pamiętam do dziś.

Na 18te urodziny dostałam od Rodziców przedmiot moich marzeń. Dostałam pierwsze w życiu peweksowskie perfumy. Kosztowały wtedy około 5 dolców - masakrycznie drogo, jak za mały flakonik z kulką wypełniony pachnącym olejkiem.


Właśnie ten prezent pamiętam najbardziej. Masumi...................... 

W tamtych czasach nie było problemu z wybraniem prezentu, było dużo przedmiotów marzeń o kosmicznych cenach i na kieszeń nielicznych. Być posiadaczem jednego z nich to awansować w oczach innych. 
Dziś to wszystko jest dostępne przeciętnemu Kowalskiemu. A zrobić komuś trafiony upominek coraz trudniej.






4 komentarze:

  1. I dlatego denerwuje mnie, że teraz wszyscy narzekają, jaki to konsumpcjonizm i jakie te dzieci/młodzież rozpuszczone i materialistyczne. Kiedyś dzieci marzyły o dżinsach za 3-4 pensje, dziś o iPhone'ach za 1 płacę minimalną. Tak było od zawsze, zmieniają się tylko przedmioty pożądania. Ale myślę, że dla syna marzenia o butelce coli są jakąś absolutną abstrakcją :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale gdzie kupicdezorant frotte??¿¿ Help

    OdpowiedzUsuń
  3. czytam, czytam, ale nie poznaje... i nie rozpoznaje siebie ani moich kumpli... mysmy mieli zupelnie inne, niekonsumpcyjne marzenia...

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłaś może ten dezodorant Frotte? Też bym chciała jeszcze raz powąchać. To był prezent od chłopaka- teraz męża :)

    OdpowiedzUsuń

A Ty, co o tym sądzisz?