Bo moi Rodzice hołdują staropolskiej gościnności. Nie paluszki i woda mineralna ale full wypas dwudniowy. Faktem jest, że nie pomieszczą tylu osób na raz.
Zazdroszczę - w dzisiejszych czasach nie ma już takich wiekowych przyjaźni, jakie mają moi Rodzice. Od lat te same twarze, zmieniające się jedynie z powodu upływu czasu.
Owszem, bywają - tak trzyma się paczka kumpli szkolnych mojego Brata - dochodziły (w znaczeniu "pojawiły się" żeby nie było - uściślam) żony, potem kolejno dzieci..... i tak się trzymają. Zatem by-wa-ją, ale nieczęsto.
Ale ja nie o tym.
Zatem zadałam pytanie - może pomóc? Może coś upiekę, sałatkę zrobię albo coś? Przecież nie pracuję, mam dużo czasu.
Taaaa.
Sernik. Sernik upieczesz? Bo takie ładne i smaczne ci wychodzą, ja takich nie potrafię - połechtała mnie Mama. Sernik - oczywiście, nie ma sprawy.
No bo o orzeszki to nawet nie śmiem cię prosić - kontynuuje moja Rodzicielka - to tyle pracy !
Mistrzyni podejścia- prawda?
Oczywista sprawa, że jest i sernik, i orzeszki.
Przy czym zdobycie orzechów włoskich graniczy z cudem niemal, a jak już dopadłam to oczy mi z orbit wyskoczyły jaka cena - prawie 50 zeta za kilogram.
A w domu miałam tylko świeże, przywiezione przez koleżankę. Trzeba je wysuszyć i będą jak znalazł na czas kiedy ceny orzechów spadną.
Ser zaś - Mąż akurat wczoraj pracował straszliwie długo (13 godzin) i jak już przyjechał do domu to go wysłałam do siostry (jego siostry) po ser specjalnie zamówiony na maminy sernik - zrobił kolejne 60 km.
Miałam w lodówce jeszcze kawał poprzedniego, ale już nie bardzo świeży, ze świeżutkiego najlepszy placek wychodzi. Przywiózł oczywiście dużo większy kawał twarogu niż potrzebowałam do wypieków.
W efekcie mamy jeszcze farszu do ruskich jak dla wojska.
Jak już to wszystko porobiłam, to mi się nie chciało garów myć, poszłam do łóżka zmotywowana przez moją Połówkę do ................. spania (ha! ktoś sobie coś innego pomyślał ???).
Dziś zatem pomyłam, poukładałam, teraz biorę się za te pierogi, nad którymi mi pewnie zejdzie do wieczora.
I pomyśleć, że mogłam nie zapytać.
Ale tak naprawdę to źle bym się czuła ze świadomością, że Mama sama zasuwa przygotowując imieninowe przyjęcie. Moje pytanie o pomoc wcale nie było zadane z nadzieją na odpowiedź negatywną.
Tak jeszcze przy okazji - wie ktoś jak się nazywa taki kwiat? Bo nie bardzo mam czas na szukanie po necie.
a coz to za orzeszki ? smakowicie wygladaja - zdradzisz jak je robisz ?
OdpowiedzUsuńŁatwo ale czasochłonnie. Trzeba mieć specjalną formę - do kupienia na allegro np tutaj http://allegro.pl/forma-do-orzeszkow-orzechow-patelnia-gratis-i3571844660.html
UsuńJeśli chcesz przepis napisz na priv na podany wyżej adres
Jejku, orzeszki !!! Ulubiony smak mojego dzieciństwa - cholernie słodkie, ale za to jakie pyszne :) Moja babcia robiła je kiedyś przy każdej możliwej okazji :)
OdpowiedzUsuńA tak z innej beczki - przeczytałam Twojego poprzedniego bloga i...trochę się przestraszyłam, bo właśnie staramy się z Mężem o adopcję. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że u nas wszystko ułoży się bardziej pomyślnie...Jestem dla Ciebie pełna podziwu, że po tym, co przeszłaś, mimo wszystko zachowałaś optymizm i potrafisz być taką wspaniałą mamą dla swojego Synka. Jeśli pozwolisz, będę zaglądać tutaj częściej - i zapraszam również do siebie :) (www.polowanienabociany.blogspot.com)
Tamten blog nie miał być postrachem i odstraszaczem. Ma uświadamiać z czym można się zetknąć, co wykluczyć, o co pytać i jak sobie radzić.
UsuńZaglądaj ile chcesz, zapraszam. Do Ciebie też zajrzę :)
Trzymam kciuki za powodzenie w Waszej adopcji.
Kwiatek nazywa się frizea, to odmiana bromelii. Trafiłam na bloga po publikacji artykułu w gazecie. Zaglądam od czasu do czasu. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAnna
Dzięki serdeczne. Witam i "sie pani częstuje" - zapraszam.
UsuńKurcze...mam tez suszone orzechy...czemu nie mówisz....
OdpowiedzUsuńKurcze, bo nie wiedziałam, że Mama zamówi sobie orzeszki :)
UsuńByliście u nas przed zamówieniem.
Kurcze, ale mi smaka narobiłaś na te orzeszki:) Jadłam je hmm...niech policzę 24 lata temu hihi. Sąsiadka zrobiła, potem mama pożyczyła od niej tą patelnię i nam zrobiła, ale zraziła się, że z tym tyle roboty, czym ogólnie się roczarowałyśmy:/. Zaraz chyba zadzwonię do teściowej i dopytam, czy nie ma tego ustrojstwa:)
OdpowiedzUsuńpzdr.
K.