O filmie można poczytać chociażby w podanym linku, a ja opiszę moje wrażenia. Nie tyle po obejrzeniu filmu, a te towarzyszące w trakcie.
Chwilami wymiękłam. Obraz rewelacyjnie uderza w emocje, wywołuje pokłady empatii bez szczególnej przesady z samego ekranu. Charakteryzacja, kolorystyka, muzyka, w ogóle dźwięk bądź jego brak - to wszystko współgra mistrzowsko i filmu nie da się przejść bez wzruszeń.
Film jest o fali tsunami w Tajlandii w 2004 roku. Na pewno wiele osób pamięta to zdarzenie choćby dlatego, że nasi rodzimi artyści w geście pomocy dla ofiar nagrali utwór Pokonamy fale.
Syn oczywiście już ma ten kawałek na telefonie - film oglądał z nami zakrywając rękami oczy, co też mu się zdarza nad wyraz rzadko. Chyba po raz pierwszy zaniepokojony co chwila pytał "co się z nią stanie?, czy oni nie żyją?, czy ona umiera?, czy on znajdzie dziecko?". Zawsze przeżywał filmy albo rechocząc się na głos, albo mając łzy w oczach ale nigdy aż tak.
Co ciekawe - bardzo szybko widz wprowadzony jest w tematykę stanowiącą fabułę. Nie ma budowania grozy poprzez pokazanie idącej fali gdzieś tam z oceanu, nie ma ujęć z lotu ptaka. Fani efektów nie powinni być jednak zawiedzeni, no może poczują niedosyt ich fanatycy.
Widz przeżywa katastrofę razem z bohaterami widząc i wiedząc tyle, ile oni.
Oczywiście gdybym chciała się przyczepić to jest kilka momentów właśnie niemożliwych, jednak w ogóle to nie przeszkadza. Zresztą wedle tytułu - całość powinna była być niemożliwa.
Czyli obraz zrobiony naprawdę dobrze bo trzyma w napięciu i się nie dłuży ani przez chwilę.
Więcej nie zdradzę. Ja polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty, co o tym sądzisz?