wtorek, 3 września 2013
O nauce i nauczycielach
Dziś ciekawy artykuł na wp. Zajawka ogłaszająca, że "nareszcie nauczyciel dorobi prawdziwe pieniądze; rok szkolny rozpoczęty, pedagodzy zacierają ręce" już zgryźliwie napomyka o opisywanych w artykule sposobach dorabiania do nauczycielskiej pensji.
Podręczniki obowiązkowe dotychczas kupowałam sama. Tylko w drugiej klasie nauczycielka proponowała rodzicom zakup zestawów po promocyjnej cenie, jednak nie wiem czy ktokolwiek skorzystał. W ostatnich dniach wakacji można kupić taki zestaw dużo taniej. Natomiast w ciągu roku szkolnego rzeczywiście kilkakrotnie nauczyciele zalecali dodatkowe wydawnictwa. Dziecko przynosiło taką książkę do domu ze słowami "nie musisz kupować, ale pani powiedziała, że ......" tu następowało uzasadnienie dlaczego wskazany jest zakup i cena mieszcząca się pomiędzy 20, a 30 zł. Zapłaciłam co najmniej 7 takich, bo pani powiedziała, że nie trzeba ale należy. Nie zdarzyło się aby dany zakup rzeczywiście był tak bardzo wskazany edukacyjnie. Jeden zestaw ćwiczeń wykorzystałam przy powtarzaniu części mowy, ale tylko dlatego że były gotowe zadania. Inne pozycje pozostały nietknięte, fakt - dzieciak jakby chciał to może sobie poszerzać horyzonty gramatyczne czy ortograficzne. Kto polecał? W klasach 1-3 wiadomo - wychowawczyni, w klasie IV też wychowawczyni-polonistka.
Słyszałam, że w innych szkołach nauczyciele sugerują korepetycje u siebie bądź koleżanki, u nas się to nie zdarzyło, ale to jeszcze podstawówka.
Od wakacji Syn korzysta z korków z angielskiego. Studentka, która mu pomaga stwierdziła, że ma na czym pracować, bo Syn ma opanowane słownictwo, problem jest z gramatyką. W tym mu nie pomogę bo angielskiego nie znam.
Na pewno dzieciak wymaga pomocy z matmy. Co ciekawe, przejrzałam podręcznik do matematyki w klasie Vtej i jestem zdumiona - właściwie to oni wszystko powtarzają niewiele rozszerzając materiał. Powinno być więc łatwiej. Bo IVta naprawdę była trudna. Np takie zadanie z geometrii: "Karton soku ma kształt prostopadłościanu o wymiarach: 5,6cm x 9,2cm x 1,95dm. Czy karton ten pomieści 1 litr soku?". Niby banalne - dla mnie, ale nie każdy dziesięciolatek rozwiąże takie zadanie samodzielnie bo i bryła i objętość, i ułamki dziesiętne i przeliczanie jednostek. Chyba, że idąc na łatwiznę strzeli odpowiedź wybierając spośród "tak" lub "nie".
Nie znam rodzin, w których ktoś nie pomaga dziecku w nauce.
A u mojego Syna zmiana wychowawcy. I polonisty. Wychowawstwo przejął pan uczący w-fu. Żadnych dodatkowych podręczników czy książek zapewne nie poleci. A jeżeli poleci polonistka to po prostu nie kupię. Syn już na tyle duży, że zrozumie bezsens wydatku i bez obaw zwróci książkę pani.
Czyli nie dam dorobić nauczycielce.
Nie uważam, aby nauczyciele tak zacierali ręce na nadchodzące bonusy. A to że dorabiają? A kto nie dorabia jeżeli może? To nie wina nauczycieli, że mają dużo uczniów i nie da się z każdym pracować indywidualnie (jak np przydałoby się z moim na angielskim). To nie wina nauczycieli, że mają taki a nie inny program do zrealizowania. To nie wina nauczycieli, że nie da się tak zrealizować programu aby dziecko w domu nie musiało się już uczyć; nigdy zresztą tak nie było.
Polecają dodatkowe wydawnictwa aby pomóc dziecku w samodzielnej pracy w domu (naiwnie sądząc, że dzieci będą same z siebie pracowały dodatkowo chociaż bywa) i dają korepetycje tym, których rodzice nie potrafią, nie chcą bądź nie mają czasu pomagać sami.
Ileż taki nauczyciel zarobi na książkach? Dodatkowy pakiet? Tablicę multimedialną dla szkoły dla naszych dzieci? Breloczek?
A korepetycje? Nie są przecież obowiązkowe. Weź rodzicu książkę w rękę i ucz się (powtarzaj co ciebie nauczono niegdyś) razem z dzieckiem. Jako i ono się uczy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty, co o tym sądzisz?