Nie tak dawno (maj/czerwiec) świat obiegła informacja o tym, że pewna bardzo znana i popularna (a dodatkowo piękna i bogata) celebrytka poddała się zabiegowi podwójnej mastektomii. Profilaktycznie. Nie ma chyba osoby, która o tym nie słyszała i chyba każdy jakieś zdanie na ten temat ma.
Śledziłam komentarze. Wyłowiłam trzy grupy komentatorów: inni celebryci zazwyczaj popierający, internauci negatywni w tym plujący jadem i internauci popierający.
Ja zaliczam się do tej najmniej licznej grupy popierającej. I naprawdę szlag mnie trafiał na opinie typu "czy mózg też by sobie wycięła". Może wcześniej też byłabym za profilaktyką, obserwacją itp, ale wszystko się poprzestawiało kiedy zachorowała najpierw moja siostra, potem ja.
Źle napisałam - kiedy dowiedziała się najpierw moja siostra, a potem ja - o tym że mamy w sobie nieproszonego gościa.
Tak naprawdę to tylko kobieta, która stanęła przed podobnym dylematem może się na ten temat wypowiadać ze świadomością konsekwencji swoich wyborów.
BRCA - genetyka. Robiłam. Wyszło ujemnie. Czyli nie mam tego genu, a raczej jego mutacji. Jednak kiedy czekałam na wynik miałam świadomość, że mogę stanąć przed rozważeniem propozycji aby wszystko usunąć. Zwłaszcza, że już klienta mi usunęli, oszczędzająco. Ale idąc na cięcie upoważniłam chirurga do usunięcia całości jeśli tak będzie lepiej. Myślicie, że zastanawiałam się wówczas nad swoją kobiecością? Że coś z niej stracę? Skąd ! Ja marzyłam, aby mi tą paskudę jak najszybciej usunęli. I jakbym miała długo na to czekać to bym sobie chyba sama tą pierś ucięła. Była zagrożeniem, wrogiem i tyle.
Później lekarz mi oznajmił, że jeśli BRCA wyjdzie pozytywnie to mi zaproponuje profilaktycznie pełną mastektomię obu piersi i jeszcze jajniki.............
Zanim przyszedł wynik byłam zdecydowana. Że jak trzeba będzie to trzeba. Widziałam umieranie mojej siostry. Ona pierwsze bóle miała wtedy, jak raczysko było za duże. Dzięki Niej ja żyję.
A podroby z podwozia i tak usunęłam mimo prawidłowego BRCA. Dokładnie pół roku temu. Bo coś się pani doktor nie podobało, bo bolało, bo nie chciało się dać pooglądać na usg, bo i tak mi wyłączali estrogeny. Bo po co czekać ze strachem (okropnym) czy tam się coś nie zaczyna, a jak się nie daj Boże zacznie to toczyć nierówną walkę. Ten strach jest najgorszy. Piknie, zaboli - już wyobraźnia działa i truje i człowiek się robi hipochondrykiem, którego sam nie lubi. Co ile w końcu można się badać?
Kolejne komentarze - da się wypatroszyć, zacznie się gwałtownie starzeć....... Prawda. Ale czy to jest ważne, czy życie ? Chyba jednak lepiej się zestarzeć trochę wcześniej niż tej starości nie dożyć w ogóle.
Ale odbiegłam od tytułu.... A co z kobiecością? Czuję się uprawniona do wyrażania opinii w tym temacie. Wiem, że dla mnie pewne decyzje były łatwiejsze z uwagi na mój wiek, dużo trudniej jest młodym dziewczynom, kobietom, wiem. Ale ja czuję się kobietą w 100%. Wiadomo - blizny, deformacje są. Ale to tylko zewnętrzne atrybuty kobiecości. Tak naprawdę to kobiecość jest w środku, w nas kobietach. Bez względu na to ile mamy lat - bo przecież patrząc tylko na to co widać i na możliwości zajścia w ciążę, nie można porównać dwudziestki do sześćdziesiątki - a kobietami są obydwie.
Nie wiem jak jest u innych, ale kiedy byłam sama, szczuplejsza dużo i w całości, nie czułam się kobietą tak jak teraz się nią czuję. Kobietą jestem teraz, przy boku mojego męża. Bo teraz rolę faceta w domu oddałam facetowi. Teraz mogę pozwolić sobie na to, aby być czasem słabą i niedoskonałą (nie znaczy to że byłam doskonała, o nieeee, daleko mi było, ale się starałam wszystkiemu sprostać). Kobietą jestem kiedy widzę jak on na mnie patrzy i kiedy widzę jak bardzo jestem dla niego ważna. I nieprawda, że się libido wyłącza, oooooo nieeeeeee. Kobietą jestem bo jestem szczęśliwa. Mimo, że kobiety zostało ze mnie 3/8.
Ja również posiadam "defekt" który wpływa na moją kobiecość, jest to defekt skórny. Jednakże nigdy ten defekt nie wpływał na odbiór przez mężczyzn mojej kobiecości. Gdybym znalazła się w takiej sytuacji jak opisujesz, nie zastanawiałabym się długo. Chcę dożyć dorosłości Czarodzieja. I kropka!
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od wsparcia najbliższych. Jeśli mąż dalej traktuje kobietę jak kobietę, to ona również tak siebie postrzega i łatwiej/szybciej/lepiej radzi sobie z brakiem piersi. Jeśli zaś usłyszy same negatywy, jeszcze partner odejdzie z tego powodu to potrzeba nie lada silnej psychiki i samooceny aby się nie załamać.
OdpowiedzUsuńWiem, że to nie ten kaliber ale w związku z porodem i nacinaniem krocza wielokrotnie czytałam opinie i samych kobiet i mężczyzn mówiących, że jak kobieta została nacięta to już nie jest kobietą itd itp Ja pomimo porodu, nacinania i karmienia piersią wciąż czuję się kobietą, żoną i dopiero później matką bo tak też traktuje mnie mąż.
100% racji. Nie wiem jak teraz, ale kiedyś zawsze nacinali.
UsuńMój mąż stał się mężem wtedy jak dowiedział się co we mnie siedzi i że mnie uszkodzą :) Ale wiem, że wielu mężczyzn odchodzi - czy faktycznie, czy tylko psychicznie to już mniej istotne.