Dziś wieść gruchnęła, że na hejterów, potocznie zwanych trollami, blady strach padł.....
Nie będę powtarzać za artykułem bo wystarczy przeczytać. Chyba wszystkie portale wiadomość podały, kto chciał przeczytał, a kto jeszcze nie przeczytał a chce - to znajdzie gdziekolwiek.
Wyrok jest wiążący w danej konkretnej sprawie. Tylko właśnie - co z tego może wyniknąć? Udostępnienia danych z różnego rodzaju forów internetowych może żądać nie tylko policja, prokuratura czy sąd, ale również osoba fizyczna i firma - to wynika z wyroku.
Osobiście jestem za ukróceniem bezkarności w internecie. Zwłaszcza, jeśli rzeczywiście taki troll nie czuje żadnych hamulców i swoim wpisem daje upust chorym emocjom, ubliża, obraża, wyżywa się czy wręcz obnaża. Jestem przekonana, że w realu nie odważyłby się na taką wypowiedź, uszy po sobie i miły uśmiech.
Pewnie czasem można by się i zdumieć kim jest wyżywający się troll, bo może się okazać, że go/ją znamy i w oczy jest cacy cacy, a tak naprawdę wredne szpile wbija.
Ludzie są dziwni, bardzo dziwni.
Mnie osobiście żaden troll nigdy nie gnębił, czego właściwie spodziewać się mogłam prowadząc bloga publicznie i bez ograniczenia komentarzy. Wiem jednak, że wiele osób komentarze moderuje, usuwa, własnie z uwagi na złośliwców, czerpiących chorą satysfakcję z dokuczania innym. Dokopać, dowalić - ooo to anonimowo co niektórym wychodzi naprawdę pięknie. Dzień bez trollowania = dzień stracony.
Nie pojmuję tego. Po dzisiejszemu - nie ogarniam.
Anonimowość internetu dała tym ludziom ogromne pole do popisu. Z jednej strony lepiej żeby się trolle wyżyły pisząc zjadliwe komentarze zamiast nosić taką bombę agresji w sobie i w końcu komuś wtłuc na przykład. Z drugiej - jeśli komuś wpisami szkodzi to jednak powinien ponieść konsekwencje co najmniej takie same, jakby wypowiadał się w realu nie anonimowo. Bo wpisy i związana z nimi szkoda są realne.
Zatem wyrok NSA daje nadzieję na to, by skuteczniej ścigać różnej maści trolli, hejterów czy po prostu ludzi obrażających innych. Do tej pory namierzenie autora obraźliwych wpisów było niemożliwe dla zwykłego obywatela czy firmy. Nie sądzę, aby typowi złośliwcy byli na tyle ogarnięci, że potrafią zatrzeć wszelkie ślady czy ich nie pozostawić - to nie ta półka. Natomiast bardziej zastanawia mnie zakres i sposób tego udostępniania. Czyli - co będzie uprawniało do wystąpienia o udostępnienie danych takiego internetowego gnębiciela. Ile wystarczy aby takie dane zdobyć i jakie treści, co, będzie uzasadniało ujawnienie trolla.
Przykłady ? Dopiero co napisałam o pewnej sieci, w której kupiłam okulary. Zrobiłam jej antyreklamę. Na podstawie autentycznego zdarzenia. Czy ta firma może już żądać podania moich danych?
A czy jeśli pracownik tejże firmy na przykład, czując się urażony moim wpisem poczynionym w sumie anonimowo na blogu, również anonimowo wpisze mi że głupia pinda ze mnie - to co? Anonim anonimowi ? Ja już mogę się poczuć uprawniona do uzyskania danych?
A co jeśli autorowi wpisu jakiś hejter nabluzga, a temu z kolei nabluzga inny troll, któremu nabluzga sprowokowany autor?
O sprawach politycznych i niezadowolonej gawiedzi nawet myśleć nie chcę.
Idea wyroku dobra, w dobrą stronę. Boję się jednak aby ciąg dalszy nie schrzanił idei. Żeby nie było "po całości". Bo na ukróceniu chamstwa internet tylko zyska, a dyskusje mają szanse być konstruktywną wymianą zdań, a nie obrzucaniem się inwektywami.
Obawiam się, że - jak wszystko w tym chorym kraju - idea pójdzie w niewłaściwą stronę. Przestałam wierzyć, że tu da się zrobić dobrze cokolwiek.
OdpowiedzUsuń